czwartek, 12 września 2013

Czas na odpoczynek po zwiedzaniu.

Pewnego razu bladzilismy z moim Przewodnikiem po okolicach Monge w V dzielnicy Paryża. Było to w marcu a konkretniej 8-ego wiec mielismy nadzieje, ze siądziemy sobie gdzies spokojnie i napijemy się kawki bądź herbatki w towarzystwie jakiejś pysznej slodkosci.
Pogoda była dość nieprzyjemna i deszczowa, ja bylam po piecio godzinnych zajeciach wiec jak najszybciej chcieliśmy znaleźć się w przytulnym, suchym i spokojnym miejscu :)

Idac sobie tak Rue Ortolan po naszej lewej stronie ukazalo się to oszklone, herbaciane miejsce (już kilka razy przechodziłam tam ale nigdy ze specjalnym zainteresowaniem nie zwracałam na nie uwagi).
Mój Przewodnik zapytal: A może tutaj wejdziemy zobaczyć co maja?... No pewnie czemu nie :)

Wiec po dojściu do drzwi ukazal nam się wysoki pan ubrany w czarny chiński stroj (pan nie był wcale Chinczykiem), który z przyjemnym uśmiechem na twarzy otworzyl nam wielkie szklane drzwi.
Zauroczeni milym klimatem weszlismy do srodka i przy samej ladzie tak samo mila i już trochę nizsza pani (to już była prawdziwa Chinka) zapytala nas grzecznie czy mamy rezerwacje.

Hmmm była godzina jakos przed 16-ta, w samej herbaciarni było może 4 osoby plus ekipa ze sklepu. Wiec rozgladajac się dookoła zobaczyłam, ze jest kilka wolnych stolikow.

Odpowiedzielismy, ze niestety nie mamy rezerwacji i spytaliśmy grzecznie czy nie znalazł by się jeden wolny stolik. Oczywiście się znalazł :)

I się zaczelo ...

Przyszedł do nas ten sam pan, który otworzyl drzwi i podal nam dwie karty i z uroczym uśmiechem odszedł.

Po otwarciu karty ukazal nam się spis przeróżnych herbat najczęściej chińskich lub tajwańskich wraz z ich cenami. Tak ta herbaciarnia nie należy do najtańszych - wręcz przeciwnie jest dość droga. Ale skoro już tam weszliśmy chcieliśmy skosztować co nie co.
W następnej chwili jakby znikad zjawil się ten pan i zapytal, która herbatke będziemy degustować.
Oniesmieleni stwierdziliśmy, ze zasugerujemy się "mala" podpowiedzia.

Padlo pytanie jakie smaki preferujemy. Zielone! Ja wybrałam cos ze slodkoscia, natomiast mój wspoltowarzysz - cos mocniejszego-intensywniejszego czyli smak kwiatow :)

Za kilka chwil dostaliśmy dwa zestawy do degustacji naszych herbat.

Był to czajniczek z podgrzewaczem, dwie porcelanowe miseczki w roznych ksztalatach, jedno głębsze naczynko oraz dwa malutkie czajniczki wraz z herbata.

I teraz wyobrazcie sobie, mieslismy pelna prezentacje pt. "co, jak, gdzie i kiedy" - rytual sporządzania i picia herbaty według starych tajwańskich tradycji.

Wpierw w czajniczku było przepłukanie lisci herbaty ("brudna" wode zlewalo się do głębszego naczynka), po czym już po zaparzeniu herbaty, napar wlewany był do jednego z porcelanowych naczynek (dluzsze i węższe) tak aby przelac je do drugiego (tego do picia herbaty) i szybko powachac zapach z dluszego naczynka.
W tym czasie pan opowiadał nam jakie zapachy sa w naszej herbacie, a raczej jakie składniki w niej się znjaduja. I rzeczywiście mogłam powiedzieć ze zapach się zmienial i to było naprawdę ciekawe, ze wraz z pociagnieciem noskiem czułam lekki kwiat lilii az po zapach miodu :) To było niesamowite!
Dodatkowo podczas tej prezentacji zostaliśmy wtajemniczeni w historie tego rytualu wraz z historia herbat. Ostatnia sugestia naszego "nauczyciela" było pijcie herbaty dotad dopóki smak i zapach przestanie zanikac - czyli ok 10 razy zalewania herbaty goraca woda. Uslyszelismy "Bonne dégustation!"-po czym pan zniknal.
A wiec zostaliśmy sami z herbatka. Wśród bambusowych drzewek sluchajac relaksacyjna wschodnia muzyke przeplatana ze spiewem ptakow, ogladajac sobie wystroj wnętrza zrobiony na stara apteke, na której polkach było pelno puszek z herabtami - ale naprawdę pelno!
Podczas prezentacji nasz "guru" powiedział nam również ze niektóre z tych herbat wystawione sa na giełdach (gatunek Pu-Erh) a ich cena w sklepie z roku na rok rosnie - ma to związek z wiekiem herbaty. Zdzwilo mnie również, ze herbaty Pu-Erh sa określane tutaj herbatami czarnymi, a nie jak do tej pory sadzilam- wyłącznie czerwonymi. Ma to związek z dzieleniem koloru herbaty wg suszu i naparu.

W miedzy czasie do srodka wchodzili turyści, klienci i kupowali sobie te wspaniale herbatki, których ceny niestety nie dalo mi znane poznac. A gdy chcieli wyjść ze sklepu pani za lada wlaczala taki przycisk i dopiero wtedy drzwi można było otworzyć...

Spedzilismy tam 3 godzinki i nawet do tej pory nie wiem jak to się stało,  za herbatki zaplacilismy jakies 42 Euro. Pozniej widziałam, ze najdrozsza cena za degustacje wynosila 190 Euro !!!

Za ten relaks, za ten smak, za te wszystkie ciekawe historie i opowiadania - warto tam wejść i na chwile zdnaleźć się posrod Dalekiego Wschodu i to całkiem blisko bo w Europie, w Paryżu pod adresem 1 Rue Saint-Médard w herbaciarni Maison des Trois Thés.


Maison des Trois Thés - na zewnątrz



W srodku herbaciarni

4 komentarze:

  1. Wydaje się być bardzo ciekawym miejscem! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta herbaciarnia to naprawde "perelka" przynajmniej jak dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. kocham herbaciarnie. w Paryżu zapewne jest wiele takich uroczych miejsc@Kasia Dudziak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Troszkę można by znaleźć, choć francuzi wolą kawkę od herbatki :)

      Usuń